is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 13 lipca 2014

zdrada r-town, czyli pierwszy finał mistrzostw świata w Pochwale

Kto jest ultrasem r-town nie wybaczy mi pewnie, że przeszedłem przez tory i obejrzałem ten mecz meczów (administracyjnie) poza domem-ojczyzną, czyli w Pochwale Niekonsekwencji. Skusił mnie jej hipsterski duch i kawiarniany gwar, nie mogłem się oprzeć, jestem jak minister Nowak i Charlotta.
Wchodzę za trzy dziewiąta, idealnie na hymn Argentyny, która w pełnych niebieskich strojach, czyli dobry znak. Na zewnątrz komplet, ale wewnątrz można stanąć, jest większy telewizor, dwóch starszych obcokrajowców przy piwie, jakaś młoda para chyba prosto z podróży, bo z walizką, minąłem ich przechodząc przez Grójecką, oraz dwie głośniejsze grupki, niestety za Niemcami. Jest Schweinsteiger (tylko sporadycznie nazywany przez D. Szpakowskiego Schweinsteingerem) i Putin, czyli można zaczynać. 8:20, mini-rajd Messiego, dziewczyna z walizką siedząca tyłem do telewizora: „Messi gra w Argentynie?“ Nas, starych kibiców, to oczywiście śmieszy. Za chwilę Higuaín sam na sam, myślę, że może lepiej że nie strzelił, tylko by to rozsierdziło tę niemiecką maszynę. 25 minuta, zwolniło się miejsce siedzące pod telewizorem, zajmują je ja i mój sok. Trener Sabella zaraz się zdenerwuje jak Argentyna będzie się kiwała przed własną bramką, widzę to po jego nerwowym kroku. Niestety trudno mi pohamować radość przy bramce, która okazała się paść ze spalonego, więc zwolennicy naszych zachodnich sąsiadów juz wiedzą, że jestem z tej drugiej strony torów. Argentyna wyszła bez kompleksów, ale wszystko co robią Niemcy wydaje mi się niebezpieczne – ubolewanie. Najgorsza ta petarda w słupek przed przerwą, już się ucieszyli, ale będą musieli poczekać, odnotowuję z satysfakcją. Dopiłem sok więc nie wiem co będzie po przerwie. W każdym razie długo nic nie notuję, bo oglądam jak zahipnotyzowany. 74 minuta, po raz pierwszy mam wrażenie, że Messi jest minimalnie zmęczony. 82 minuta, podobno na boisko wbiegł kibic. Dogrywka, Messi pije Powerade i je batonika, może żel. 5 minuta dogrywki Schweinsteiger minimalnie zdenerwowany na kolegów, że podsypiają (nie widać tego), a jego faulują bez przerwy i litości (nie ci koledzy!). Sytuację Argentyny sam na sam z nieudanym lobem przemilczę, bo do dzisiaj mi się śni. Bramka dla Niemców pierwsza klasa, nóż w serce. Za chwilę koniec, trener Niemców całuje synka Lukasa Podolskiego, przeciskam się przez stoliki i wracam pijaną ze szczęścia i nieszczęścia nocą do domu. Po drodze mijam mnóstwo ludzi z psami i papierosami z nerwów.



Dodaję jeszcze tylko to zdjęcie: rano na Bielanach prosiliśmy nie tyle o „ułomki nadziei“ (to oczywiście D. Szpakowski) dla Argentyny, co o zwykłe słońce nad polskim morzem.

4 komentarze:

  1. Schweinsteigen owszem i był ... niemiłosiernie.... ale w niektórych przypadkach na dublach było widać, ze "troszeczkę dramatyzuje" -ewentualnie ten ból w nogach to raczej jakiś skurcz bo zwalił się niemal bez kontaktu z kimkolwiek. Też mi było smutno, ale dowiedziałem się, że Niemcy już dwadzieścia parę lat nie zdobyli mistrzostwa świata. Ja jako profan tego nie wiedziałem. Raczej im się należało. A gol przepiękny... gdyby chciał przystopować i ustawić się do strzału... to byśmy oglądali karne..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, niech Przegląd Sportowy się uczy jak pisać o piłce nożnej. Tyle powiem. A i jeszcze dodam, że pewien niespełna 10- latek powiedział mi kiedyś " "tyle lat żyję na tym świecie a nie doczekałem się jeszcze polskiej reprezentacji w finałach MŚ lub chociaż Euro" - a może ja już to kiedyś o tym wspominałam? nie pamiętam. z pozdrowieniami. a.

    OdpowiedzUsuń
  3. Meczu nie oglądałam, ale opis jest cudowny. Oczami wyobraźni widzę (i nie zasypiam). A prośby najwyraźniej wysłuchane, bo od jutra słońce. Dziękujemy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty i Twój sok…pięknie piszecie!

    OdpowiedzUsuń