Surfing jest niemożliwy. Pewnie warto zaczynać przygodę z nim wcześniej, jak się ma w sobie więcej mocy, ale i tak poziom radości jest wysoki – u Basi wręcz ekstaza. Wymieniamy się co drugi dzień, przy czym napiszmy to sobie jasno: ja czuję się w tym oceanie zagubiony, niczego jeszcze nie czytam, wszystko odbywa się w słynnym whitewashu, ale on jest jak pociąg, nudy nie ma. Ze spraw mniej radosnych: w środę pojawił się taki artykuł https://www.nytimes.com/interactive/2018/08/01/magazine/climate-change-losing-earth.html, pod każdym względem arcydzieło, chociaż niczego smutniejszego przeczytać się nie da.
Podjąłem (niezależną od artykułu i surfingu) decyzję o zawieszeniu tego bloga w próżni, ponieważ od przyszłego tygodnia nie mógłby mieć już w nazwie r-town (przeprowadzka), a pisanie bloga gdzie indziej to mało śmieszny żart. Nie wykluczone, że wrócę tu z podkulonym ogonem, ale nie wykluczone również, że nasz gatunek na Ziemi (czy przynajmniej w Polsce, czy - oby nie - w r-town) do tej pory wyginie i nie będzie już do czego wracać. Ale, na przekór falom, zostawiam sobie tę furtkę, niczym legendarny Jan Furtok.
Bez sensu z tym zawieszeniem...
OdpowiedzUsuńa.