W tym tygodniu w popołudniowym autobusie wiozącym mnie z centrum do domu widziałem na własne oczy mamę z dzieckiem w wózku oraz kobietę (babcię?) puszczającą temu dziecku z komórki do ucha utwór "Slave to Love" Bryana Ferry z 1985 roku. Co to była za podróż. Kobieta wierzyła, że piosenka działa na dziecko uspokajająco. Ludziom ta pogoda powoli odbiera resztki rozumu.
Ale nie mnie. To nie jest tak, że przestałem się zupełnie rozwijać i w ogóle nie oglądam koszykówki. Owszem, zdarza się. Na przykład dziś rano widziałem Lakersów. Podejrzewam, że Pau Gasol wychłostał się sam z wyrzutów sumienia własnym ręcznikiem zanim doszedł pod prysznic po tej nieszczęsnej stracie na minutę przed końcem. W każdym razie miał minę jakby planował to zrobić. Widziałem też wcześniej imponującą Indianę i zaryzykuję tezę (nie przeczytałem tego u Simmonsa!), że ze Wschodu właśnie ona miałaby największe szanse w finałach z OKC czy San Antonio. Ludzie, jakie wy macie szczęście, że żyjecie w wolnej Polsce i możecie czytać te słowa. Dlaczego ja zawsze muszę być pół kroku przed tymi "ekspertami" z ESPN? A skoro już o nich mowa: właśnie na espn.com zobaczyłem - myślałem, że śnię - reklamę EURO 2012. Czyli jednak: wydarzenie nie do końca lokalne.
I to też nie do końca: szczyt G8 w Camp David. Cudownie niezobowiązująco ubrani, siedzą przy stole i rozmawiają. Gdyby w którymś momencie zadecydowali o czymś przełomowym czy niewesołym, Borges mógłby zacząć opis tego wydarzenia w ten sposób: "W owej chwili, należącej do dawno zmarłego wieczoru,...". Już te słowa w tej kolejności zresztą napisał, w "Powszechnej historii nikczemności," od której oderwał mnie "Slave to Love" i właśnie w tamtej chwili (należącej do wiadomo jakiego wieczoru) to wszystko skrupulatnie sobie odnotowałam.
Dzisiaj z kolei obchodziliśmy 3 urodzin Niny F. na Ursynowie. Oprócz tego zaliczyliśmy miłe przedpołudnie z Martą, Marcinem, Filipem, Agatką i (małym) Frankiem. Czyli umówmy się: brak jakiejś koszmarnej ciężkości w życiu.
Na zdjęciu widzimy dwóch Siouxów przystrajających totem. Będą przy nim tańczyć potem.
Jak nawięcej wizyt w rodzinach z małymi dzieciakami... pilnie obserwujcie
OdpowiedzUsuńUmówmy się: to nie jest tak,że przestałeś się zupełnie rozwijać!
OdpowiedzUsuńa ten Borges należący do dawno zmarłego wieczoru...
trzymajcie sie najmłodszych, bo to najbliższa przyszłość!
Całuję- mother
A ta płyta Briana F:"As time goes by"- cudowna.
lata melanży, trzy dekady w branży... Widzę że trochę szalejecie na mieście
OdpowiedzUsuńZiomek, prośba... szalejemy nie dość że na mieście, to jeszcze w Twojej power-dzielni forever.
OdpowiedzUsuń