Wchodzę do 128-ki w środę po południu, ścisk jak pieron, los chce żebym stał koło Wietnamczyka podrywającego w biały (choć ciemny jak noc) dzień pewną blondynkę. Typowo wietnamska ignorancja: amory w przeddzień rocznicy stanu wojennego. Opowiada o swojej byłej dziewczynie z Nadarzyna, która dowoziła go do Janek, bo wracał od niej tak późno, że z Nadarzyna nie było już autobusów do centrum. Podryw na byłą dziewczynę... mówię mu w myśli: "człowieku, dokąd ty zajedziesz?" A jednak... blondynka siedzi wpatrzona w niego, zadaje pytania pomocnicze. On tymczasem płynnie przechodzi do swojej pracy magisterskiej na Prawie, którą ma nadzieję obronić w czerwcu. Próbuje kokieteryjnie: "To znaczy, obrona w czerwcu to jest plan, a jak będzie…" Oboje się śmieją, ona-podpora: "Spoko, dasz radę." Są zgodni co do posiadania samochodu w Warszawie: masakra i totalny bezsens. Ona nie zamierza przywozić tu auta od rodziców, którzy mieszkają 6h pociągiem stąd. Wszystko im się klei, nawet kiedy ten mądrala zaczyna jej opowiadać o jakiejś grze komputerowej, której wszystkie lewele przeszedł jak burza.
Donoszę tylko na wypadek końca świata, że ona chyba jest zakochana (jest/była), a przynajmniej w środę go lubiła. Zakochana w tym jego nie-warszawskim (chociaż to był chyba warszawiak!) dagger-swaggerze.
Ale gdzie jego dagger-swaggerowi do killer-swagu Justyny Kowalczyk z córką. Autorem zdjęcia jest Nastia, kolejna super newcomerka r-town, towarzyszka zimowych spacerologii po cmenarzu żołnierzy radzieckich.
"zimowe spacerologie" tego określenia było mi trzeba. dziękuję. a.
OdpowiedzUsuńale mi się podoba ta wczytka i wpatrzka!
OdpowiedzUsuń