Mijający tydzień nie licząc trwającej niedzieli spędziłem w Folgarii, Włochy. Trzy z sześciu narciarskich dni było niemożliwie mokrych mimo czego byłbym skończonym malkontentem przyznając wyjazdowi notę niższą niż maksymalna. Naukę wyniosłem (chociaż już wcześniej przebąkiwała mi coś o tym Mama) taką: w życiu najważniejsze jest spędzanie jak największej ilości czasu z ludźmi dowcipnymi i inteligentnymi. Poranki oraz ponarciarskie popołudnia i wieczory były pod tym względem wyjątkowe – jestem niechętnie skłonny przyznać, że niektórzy współlokatorzy na kwaterze byli dowcipniejsi i inteligentniejsi nawet ode mnie.
Z całego serca dziękuję swoim wytęsknionym mnie i przeze mnie kobietom i mniej wytęsknionym pracodawcom, że pozwolili mi na takie odpięcie.
Wczasy zaburzyła środowa wiadomość o odejściu mojej drugiej babci. W autokarze wiozącym nas wczoraj do domu przeszło mi przez myśl, że za rzadko ją odwiedzałem.
Piątek po południu: spaleni włoskim słońcem Mateusz, Michał, Ola, Adam, Ewa, Tadeusz i Ludwik.
Manolito! Przykro z powodu Babci, nie wiedział.
OdpowiedzUsuńA tydzień brzmi lepiej niż w Sochi
Biedny Twój Tata. Bądź przy nim
OdpowiedzUsuńKocham Cie mimo wszystko!
OdpowiedzUsuń