W weekend zadebiutowaliśmy z przyczepką na płozach. To są przygody obarczone kolosalnym ryzykiem. To, że my mamy ochotę pojeździć z przyczepką nie oznacza, że J. ma ochotę pojeździć w przyczepce. Dzięki Bogu okazało się, że ten kochany klopsiduszek nie ma nic przeciwko sprawianiu swoim rodzicom drobnych radości. Dziękujemy babci (słowa „babci“, „babciu“, "babcia" powtarzane były w ten weekend do znudzenia) za przygarnięcie nas i naszych spraw.
W sobotę odnowiliśmy z Basią przysięgi małżeńskie: z miłości do popularnego serialu, wymieszawszy w kociołku zdrady CIA własne honor i krew, poprzysięgliśmy sobie, że do końca życia będziemy mówić na waleta „Javadi“. To był mój pomysł, bo nie chciałem uwierzyć, że literka „J“ w kartach oznacza po prostu „Jack“. Teraz już w każdym razie wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Droga do Sochi jest wyboista, co nie znaczy, że choćby na ułamek sekundy z niej zboczyliśmy. Podpisano: ridersi on the storm (ang. Rońka nie wierzy łzom).
Taż równa jak stół....Gdzie te wyboje?
OdpowiedzUsuńdość niezwykła jest ta karteta. z podziwem. a.
OdpowiedzUsuń