Miniony poniedziałek po południu, do 128-ki przy Centralnym wchodzi mężczyzna ok 40-stki, rozchełstany szary garnitur, rozluźniony różowy krawat na niebieskiej koszuli, dziwnie powyginany (ten krawat) paskiem od przewieszonej na ukos przez klatkę piersiową torby z laptopem. Mała szara walizka na kółkach, pudełko lego city z wozem strażackim w ręku, chyba wycieńczony pociągiem czy drinkami w Warsie wraca do syna, chwieje się, nie wie czy napisać smsa czy kupić bilet w automacie, rozczochrany, wzrok rozbiegany ale pozytywny, przy Sobieskim rozprasza jego uwagę inny pan w garniturze czekający na przystanku, chyba przypomniał mu że miał wysiąść, wreszcie wychodzi na Raszyńskiej. Ten człowiek to było pracujące, letnie popołudnie w centrum miasta. W pigułce. Uważam, że ludzie o tej porze roku powinni być ze swoimi dziećmi nad morzem, a nie w dżungli, choćby z lego city.
Długi niepracujący weekend spędziliśmy w prawdziwym lesie. Było dobrze, za dnia siatkówka, wieczorem rozpalony mundial i jedno urodzinowe ognisko.
Na tym kolażu autorstwa Basi są same miłe osoby. Wśród nich Tosia i Julka: dziewczyny dzięki którym uwierzyłem, że jestem siatkarzem jeśli nie wybitnym, to w każdym razie mającym w czasie gry wiele do powiedzenia.
Zobaczyłam tę scenę! Pan powinien pisać i pisać Ojcze Mateuszu!!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce już wkrótce. Co do pióra (klawiatury) to czuć lekkość.
OdpowiedzUsuńa.