is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 7 sierpnia 2016

wszystko kocham i wszystko rozumiem

Wczoraj poszedłem pod Pałac Prezydencki na KOD. Chwilę szukałem stacji Veturilo żeby odstawić rower, chwilę przedzierałem się przez budowę mety Memoriału Stanisława Królaka (200 m. od demonstracji), chwilę nie mogłem się nadziwić jak wielu turystów w deszczowy dzień w środku wakacji przebywa na Krakowskim, w końcu dotarłem. Manifestacja dosyć dowcipna (rozdano niebieskie ochraniacze na buty, skandowaliśmy „mamy kapcie“) i kulturalna. Usłyszałem takie coś, może już stare: „Lech Wałęsa udowodnił, że każdy może być prezydentem. Andrzej Duda udowodnił, że jednak nie każdy“. To demonstrowanie, mimo że ostatnio jakby mniej modne, nie jest moim zdaniem kompletnie pozbawione sensu. Turyści (też Polacy!) mieszają się z demonstrantami i autentycznie zdziwieni uważnie czytają transparenty. Życie po prostu się toczy, Polska na Krakowskim wygląda naprawdę dostatnio, żeby nie powiedzieć bardzo zamożnie, więc trudno żeby się nie toczyło. Wewnątrz demonstracji można wyróżnić dwa typy zbiórek pieniędzy: wolontariusze KODu oraz (inteligentne – wiedzą gdzie znajdą łatwowiernych) cyganki z dziećmi na rękach.
Dochodzę do wniosku, że nie warto żyć w ciągłym przerażeniu czy panice, że kończy się wolność czy świat, czy demokracja, bo chociaż wydaje się, że tak właśnie jest, to i tak samemu Wisły kijem nie zawrócisz ani nie zamienisz w pyszny żurek. A na demo zawsze warto pójść jeśli się czuje jakąś tam powiedzmy nić sympatii do tego KODu. Zawsze to jeden człowiek więcej na placu, zagrożenia dla zdrowia póki co (wczoraj) nie było czuć. Nie ma się co wzruszać kiedy na zakończenie puszczają z głośników „Wolność kocham i rozumiem“ Chłopców z Placu Broni, trzeba po prostu wsiąść na rower i w ciepłym sierpniowym deszczyku ruszyć zurück nach Hause. Ciągnęło mnie żeby zatrzymać się w Lolku i zobaczyć czy nie ma koszykówki na olimpiadzie, ale ochroniarz powiedział, że koszykówka jeszcze się nie zaczęła. Oglądałbym Australię (wygląda na to że warto), Argentynę, Litwę, Francję i USA. Olimpiada mnie irytuje i nie interesuje, ale o koszykówce niestety nie mogę tego powiedzieć.
Przed południem byliśmy z Viktorią w pewnym niezwykłym sklepie u p. Danuty w Piasecznie. P. Danuta, ukochany rocznik ’49, poczęstowała mnie żurkiem, a Viktorię kawą i ciastem. Komentując parę zatrudnianych przez siebie bardzo młodych homoseksualistów powiedziała (ciepło i życzliwie, refleksyjnie nad światem): „towarzystwo mamy tutaj nieliczne, ale śliczne“. Nudy nie ma – zwłaszcza, że wybraliśmy się tam pociągiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz