Od niedzieli do niedzieli na festiwalu w Gdyni. Ech, ten kino-świat: doszedłem do wniosku, że dobre filmy naprawdę odrealniają swoich twórców. W każdym razie w moich oczach film Sala Samobójców zmienił zwykłych ludzi, których spotykaliśmy przez ten tydzień w windzie i na śniadaniu, w superherosów. Z cyklu "Ameryka w konserwach", oto obserwacje:
1. Wybitny 27-letni reżyser. Na spotkaniu z publicznością trudno od niego oderwać słuch. Wrażliwość i precyzja. Kiedy ktoś z ekipy mówi, że pracę charakteryzowała intensywność, to czuć, że jedli, spali i oddychali tą pracą. Bo gdyż widać, że są tak pozytywnie w niego zapatrzeni. No i nie dość, że młodzi i wrażliwi, to jeszcze tzw. cutthroat professionals. Mieszanka, której efektem jest według mnie
2. Wybitny film. Polega to na tym, że ścinające z ud (wyżej od nóg) problemy samotności, podłości i zaniedbania przedstawia wiarygodnie. Gdybym tę samą historię – choćby najlepiej napisaną – przeczytał, to bym nie uwierzył. Końcówka, kiedy główny bohater chce zadzwonić do mamy – no ścinak, przecinak, wysysacz łez. Podobnie wcześniej, kiedy się odwraca od rodziców w szpitalu. Szkoda, że film nie wygrał całości, ale co się odwlecze.
Essential Killing i Wymyk to też pierwsza klasa. Chociaż może największy zarobek tygodnia to obejrzenie Noża w Wodzie Polańskiego wieczorem na plaży. Taki Basi i mój późny debiut widza.
Na festiwalu spotkaliśmy też dowcipnego Tomka Wińskiego. Przed powrotem chwalimy się:
- Wracamy do Warszawy ekspresem. Siedem i pół godziny.
- Przecież jest pociąg, który jedzie dwie.
- ???
- Z Tczewa. Tylko musicie dojechać do Tczewa.
Tymczasem za kilka godzin Game 6. Niezwykłe są te finały, chyba moje ulubione od 1995-go roku, kiedy Houston wyhjustonowało się na sam top. Nie chcę się powtarzać, ale J-Kidd ma krew z lodówki.
Tymczasem za kilka godzin Game 6. Niezwykłe są te finały, chyba moje ulubione od 1995-go roku, kiedy Houston wyhjustonowało się na sam top. Nie chcę się powtarzać, ale J-Kidd ma krew z lodówki.
A dla najwierniejszych czytelniczek/ów, z okazji 36. FPFF, przedstawiam debiut-etiudę pod roboczym tytułem Poranek na plaży w Gdyni. Muzyka: Gordon Haskel, kostiumy: SiSS, cztery łapy: robocop.
Oczywiscie... trochę wie, trochę nie wie.
OdpowiedzUsuńUtwierdzaj Ją jak najczęściej
Miły ten mój mąż!
OdpowiedzUsuńOj miły i zakochany jak nastolatek.Gdyż bo wiadomo dlaczego.wtorek
OdpowiedzUsuńżyczy szczęscia cały worek