Muhammad Ali wysłał Dirkowi Nowitzkiemu swoją rękawicę z napisem "You are the greatest". Kto się zastanawia czy to jest ważne czy nie, odpowiadam: nie ma nic ważniejszego. Cały naprawdę dobry wywiad jest tutaj.
Tymczasem w Polsce interesujące zdarzenie miało miejsce w 175-ce, którą jechałem w środę, kierunek lotnisko. Na przystanku Dworzec Centralny dosiada się 6 osób z plecakami. Garderoba typu power-trekking. Z łatwością zgaduję kto jest kierownikiem. Animuje (w sensie nie milknie), ma t-shirt z napisem "Come to Daddy", powisuje na poręczach, jest podobny do Carlesa Puyola z FC Barcelony, a trochę też do Janusza Panasewicza z Lady Pank. Jednej z uczestniczek cudem udaje się wejść mu w słowo:
- A jak u pana z rosyjskim?
- Ocień charaszo, spasiba, buhahaha. (Wywraca oczami, macha ręką w sensie: "proszę cię, o jakie duperele ty się mnie pytasz". Kręci głową, chyba daje do zrozumienia, że to by była cała znajomość języka; pozostali patrzą po sobie nerwowo. Pewnie lecą na wschód, albo przynajmniej mają dłuższą przesiadkę w Rosji).
Inny uczestnik próbuje rozładować atmosferę:
- No bo język się zapomina, kiedyś na wycieczce w Egipcie, na promie, próbowałem zagadnąć pewnego Ruska, chciałem porozmawiać o aparatach fotograficznych (!?), no i słów brakowało.
- No tak, nie używany organ obumiera – dowcip nie opuszcza przewodnika; puszcza oko do męskiej części wycieczki.
Któraś z dziewczyn też idzie w żart, byle przerwać dyskomfort wspólnego czasu, kieruje słowa do swojego kolegi, też uczestnika:
- A my Marek, wiesz, jedziemy na Okęcie, do naszego ziomka. To lotnisko im. Fryderyka Chopina.
Przewodnik:
- O Jezu, muzycy? (Dziewczyna potwierdza, więc znowu wywrót oczu, czytaj "MacGyver będzie miał z wami krzyż pański").
Tu następuje koniec złudzeń: na twarzy skazańców czytam: zapłaciliśmy x-tysięcy złotych za kilkutygodniowy Shawshank. Nie dojechaliśmy jeszcze nawet do naszego ziomka, Fryderyka Chopina, już jest dramatycznie, co dopiero będzie dalej (na Kaukazie, Uralu, w Himalajach).
W tym momencie postanawiam, że napiszę o tym na blogu i przestaję się nimi interesować. Wracam do autobusowej lektury (Józef Hen). Po dosłownie kilku minutach dochodzę do cytatu z dziennika Beniamina Constanta: "Powtarzam, ponieważ pisałem to sto razy, a myślałem tysiąc: ludzie są jedni dla drugich odmiennym gatunkiem i nie mogą się wzajem oceniać."
Wczoraj byliśmy na spływie rzeką Rawką w okolicach Skierniewic. Wymyślili to Przemek i Kasia, a Basi udało się pokonać tonę sceptyczności dyżurnego sceptyka r-town. Dzięki ludziom wiary i on przeżył niezwykłą przygodę. Rońka wyskakiwała z naszej jednostki na brzeg (czasem nie doskakiwała) przy prędkości wielu węzłów, były momenty jakiegośtam nazwijmy to sobie zanurzenia ciała, mam szeferską szramę na plecach, no ale kto uwierzy nawet w taką, podaną z odpowiednim British understatementem informację? Na mokrym spływie nikt rozsądny nie robi zdjęć, na facebooku nie ma śladu, wątek zgubił się w gęstej trawie.
Albo przeszedł na pole słonecznych paneli pod Sevillą. Gdyby coś takiego powstało na Rakowcu i zostało uruchomione w lipcu 2011 to byłyby to (w pierwszych 10 dniach inwestycji) pieniądze wyrzucone w błoto powstałe w wyniku padającego od 10 dni w szeroko rozumianej Polsce deszczu.
Rekawica jest najwazniejsza. Dzis, w ramach regeneracji widzialem film Fighter. Nie wiem czy ty masz to juz za soba, ale mysle, ze przypadlby ci do gustu. Szerokosci, La Paz-Copacabana, z Aymara i Quechua u mnie srednio
OdpowiedzUsuńSPORO WĄTKÓW.CHYBA SOBIE POJADĘ NA OKĘCIE. A CO CZYTASZ HENA?
OdpowiedzUsuń"NIE BOJĘ SIĘ BEZSENNYCH NOCY"?
PODOBAJĄ MI SIĘ SŁONECZNE PANELE I
OKREŚLENIE "SZEROKO ROZUMIANA POLSKA".DO DIRKA MAM AMBIWALENTNE UCZUCIA ALE TO MINIE...A UCZUCIE DO CIEBIE NIE MINIE,MIMO TEGO CO TU WYPISUJESZ-MOTHER