is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 3 lipca 2011

Schowek loves you two times

Zbiegom dwóch okoliczności zawdzięczam niezwykłą muzyczną przygodę. Pierwszy zbieg to Franek, który zbiegł do La Paz, przez co jego skoda stoi przy naszej la Biedronce, a kluczyki wiszą w przedpokoju na el haczyku. Druga okoliczność to remanent basenu przy Rokosowskiej i konieczność korzystania przez cały tydzień z Warszawianki. W poniedziałek biorę ten wyśniony kluczyk, wsiadam do auta, otwieram schowek, a w nim o losie płyty cd. W poniedziałek wieczorem (wycieczka nr 1) z dumą i przerażeniem odkryłem, że znam 80% tekstów piosenek z płyty Dookie zespołu Green Day. Ponad piętnastoletni, dawno niesłyszany łomot, a ja się drę, ludzie patrzą jak na kretyna, dramat. Zwłaszcza na światłach Żwirki/Racławicka. Chyba zazdroszczą życia. W drodze powrotnej wstyd mi za siebie, więc sięgam głębiej do schowka. A tam acid jazzowy Tab Two z Ulmu. Niech mnie ktoś uszczypnie! Z tekstem już nie jest tak dobrze, ale od czego wyobraźnia. W sumie nie było gorzej niż w drodze "na", bo doszła pobasenowa wiara w nieśmiertelność.
Teraz opis środowej, też popołudniowej, wycieczki nr 2. Ale tu poproszę czytelników o otworzenie dodatkowego okna i puszczenie tego. Pierwsze takty, król życia wyjeżdża spod śmietnika. Jeszcze na pierwszych światłach wymyślam, że będę pokazywał kierowcom i przechodniom znak "V" za każdym razem jak usłyszę "two" albo "twice". Niektórzy się uśmiechają, bo pokazuję na radio, oni wiedzą, że tu się kłania lato w mieście, zachód słońca, śpiewać w aucie każdy może. Na przystanku Tagorea, ledwo człowiek wjechał na Odyńca, siedzi jakaś para z samowara, dla nich powinienem był wtedy słuchać wersu "girl we couldn't get much higher", ale to mogło by być faktycznie untrue, bo "Light my fire" śpiewaliśmy z Basią dopiero w sobotę. Tymczasem w drodze powrotnej tuż po wjeździe na Odyńca od strony Puławskiej leci utwór Strange Days. W trakcie perkusyjno-klawiszowego refrenu (wprowadzenie: okrzyk "yeah!") puszczam na pasach inną parę, przebiegają z Parku Dreszera do Zielnik Cafe. Myślę: gdzie ja mieszkam? W Paryżu?!!! Same te nazwy: Park Dreszera, Zielnik Cafe, dodać do tego te legendy na cd, plus niby już 21:30, a tu ciągle jasno. Pomyśleć, że całe to muzyczne szaleństwo dzięki jednemu zbiegowi okoliczności!
O samym basenie nie będę pisał (tym razem). Haruki Murakami napisał taką książkę chyba o zdrowym trybie życia, basenie i tych sprawach. Potem wszyscy mówili, że są ciekawsze tematy.

Albo zdjęcia. Oto dwie miłe osoby w obiektywie Magdy U. dzisiaj po południu. Ta z lewej to Amelia, młodsza córeczka Agaty. Ta z prawej to ktoś miły, kto mi przywiózł ciepły sweter o 1:00 w nocy na piątkowy power-koncert. Z tym samym kimś obejrzałem wczoraj an awesome Tom Hanks film pod tytułem Larry Crowne (2011).

6 komentarzy:

  1. Skoda niejedna skrywa tajemnice. Dookie robrzmiewa czasem w sluchawkach jednego z pasazerow poludniowoamerykanskich autokarow i pociagow (tj. Autobusow i tramwajow).

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co to green day i tab two, więc jestem trochę podłamana.
    Ale to ciągle jasno o 21.30 jakoś łagodzi sytuację...

    OdpowiedzUsuń
  3. z tego wszystkiego musiałam Mateusza na ziemię sprowadzić starą, zdartą kasetą wolnej grupy bukowiny w niedzielę, po drodze do pęcic, żeby mu przypomnieć, że to jest jednak polska i że nigdzie dalej się chwilowo nie wybieramy...
    ale bardzo lubię, mój mężu, jak piszesz o muzyce albo o koszykówce, bo jest w tym jakaś taka lekkość, zgrabność i styl :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda, na światłach Żwirki/Racławicka każdy, nawet szanowany samochodowy król życia jest traktowany - z niewiadomych powodów - jak intruz i kretyn. Nawet jeśli słucha "Busted" Ray'a Charlesa...Ray'a Charlesa! alis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Alis, to skrzyżowanie to jest po prostu dramat. Przepraszam w imieniu całego r-town. A raczej where's-the-love-town. Podpisano: współofiara ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. you made my day tym wpisem, usmiechnieta spac ide

    OdpowiedzUsuń