Ile ludzi z utęsknieniem czeka na zdanie, czy choćby dwa słowa? Cokolwiek, dowiedzieć się czegokolwiek. Oto jestem i spieszę donieść o wytęsknionym Pucharze Świata w rugby, który za 11 dni zaczyna się w Nowej Zelandii. Zdradzę komu będę kibicował. Po pierwsze primo Argentynie. Między innymi dlatego, że Basia dwa lata temu kupiła mi ich oryginalną koszulkę, którą uwielbiam nosić. Poza tym ona (Basia, nie koszulka) do dzisiaj nie może zapomnieć tych dni, 4 lata temu w Dublinie, kiedy to z wypiekami na twarzy oglądaliśmy Pumy (tak nazywa się reprezentację Argentyny w rugby) zdobywające brązowy medal na mundialu we Francji. A ja krzyczałem: "Felipeeeeeee..... Contepomi!" za każdym razem jak ten Felipe robił coś godnego pajacowania przed telewizorem. Pamiętam właśnie mecz otwarcia z gospodarzami i momenty kiedy przez długie minuty ci przeklęci Francuzi siedzieli tuż tuż przy linii przyłożenia, ale tamci, twardziele przez duże T, po prostu byli zbyt zdeterminowani i skoncentrowani w obronie. Koncentracja kolektywu w obronie w dowolnym sporcie: to jest temat na poemat.
Druga drużyna, którą obdarzę życzeniami powodzenia to Nowa Zelandia, czyli odpowiednik piłkarskiej Brazylii w rugby. Oni w tym dalekim kraju bardziej potrzebują wygrywania (a właściwie wygrania, i to całości, nie jednego meczu) niż Polska sukcesów w piłce nożnej. To są zranione harty (ducha) o wysokim współczynniku zahartowania. Wirtuozeria, 15-tu Messich wziętych razem zusammen do kupy. Dramat polega na tym, że oni nie wygrali tej całości od 24 lat i cierpią. Jeżeli dane wam będzie zobaczyć nowozelandczyków w akcji, zwróćcie uwagę na ich zachowanie po przyłożeniu (odpowiednik strzelenia bramki w piłce nożnej). Owszem, są poklepywania kolegów i gratulacje, ale nie ma śladu zbiorowej histerii pod przewodnictwem opętanego zdobywcy punktów. Oni robią tylko to, czego i tak wszyscy tam od nich oczekują. Miło się to ogląda.
A w r-town i okolicach? Przeszedłem się Grójecką kilka razy w tym tygodniu i koło placu Narutowicza poczułem to. Poczułem szkołę wiszącą w powietrzu. Poczułem to, że licealiści w głębi ducha nie mogą się doczekać. Poczułem gorącą jesień udającą lato.
A w r-town i okolicach? Przeszedłem się Grójecką kilka razy w tym tygodniu i koło placu Narutowicza poczułem to. Poczułem szkołę wiszącą w powietrzu. Poczułem to, że licealiści w głębi ducha nie mogą się doczekać. Poczułem gorącą jesień udającą lato.
Tej koszykarskiej grupie kolektywna koncentracja w obronie była raczej obca, ale na pewno każdy z fotografii obok, choć 7 lat starszy, umiera z podniecenia przed Rugby World Cup 2011. Na zdjęciu trener, niejaki Mailman, ciągnie za włosy rozgrywającego o pseudonimie Peks. To było pożegnalne spotkanie w mieszkaniu przy ulicy Roxburgh w dzielnicy Mt Victoria w Wellington, dzień przed wylotem do Polski, czyli około 30. marca 2004 roku.
Manolo. Ja nie wiem czy na barce spływającą Amazonką będzie telewizor i transmisje z Pucharu, więc liczę na równie precyzyjne co ta, relacje na Twoim blogu. Jak tu wchodzę, to chce wiedzieć wszystko, o wszystkim
OdpowiedzUsuńuszanowanie
Francisco w drodze do Mompox, Co
a ja poczułam że rugby to jest coś bardzo ważnego.I Basia.
OdpowiedzUsuńI koszulka od Basi. I szkoła za chwilę.Ale najważnieszy jest pewien findipluszek i wiemy o kogo chodzi.