is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 10 lutego 2013

nie-korporacyjne cv

W tym tygodniu poszedłem piecem po spektakularny sukces. Wymyślone przeze mnie hasło plakatowe "Do Ochu wziął mnie chłopak z Bochum" zdobyło drugą nagrodę (i tym samym wieczną, plakatową sławę) w konkursie Goethe Institut Warszawa. Moje aktualne, nie-korporacyjne cv brzmi w związku z tym tak:

- Zdobywca drugiej nagrody w konkursie recytatorskim poezji Antonio Machado (Homenaje a Antonio Machado) zorganizowanym w kwietniu 2008 roku przez Instytut Cervantesa w Dublinie. Recytowany wiersz: El Cancionero apócrifo. Na widowni nieprzytomna ze wzruszenia żona. Nagrodę stanowiły obrandowane logotypami instytutu gumka myszka, ołówek i magnesiki na lodówkę. 
- Zdobywca drugiej nagrody w konkursie na hasło kampanii reklamowej warszawskiego Goethe Institut w styczniu 2013 roku. Nagrodę stanowiły obrandowane logotypami instytutu gumka myszka, ołówek i magnesiki na lodówkę.* 
* Te nagrody mają przyjść pocztą w nadchodzącym tygodniu, więc uściślę niebawem, czy to wszystko znalazło się w paczce, czy mnie aby nie ciulnęli. 

[Nie ciulnęli, dostałem torbę, pędraka (ang. pendrive) i notes. Wszystko bardzo ładne, spitzenklasse. Czy wręcz weltklasse.]

Zachęcam wszystkich do tworzenia swoich krótkich, nie-korporacyjnych życiorysów (można je zamieszczać w komentarzach poniżej). To są rzeczy, które nigdy nie wyjdą na światło dzienne  w regularnym cv lepiej o nich nie wspominać: wyglądają podejrzanie dla każdego normalnego pracodawcy. A przecież większość normalnych ludzi (ang. unsung heroes) jest dumna z podobnych osiągnięć. I większość z nich kocha swoje magnesiki na śmierć, czuje do nich magnes, a one latami robią do nich (do nas) maślane oczy z lodówki.

W regularnym cv należy operować zwrotami typu: self-starter, loves sustainable development, loves seeing projects come to fruition – preferably, but not exclusively, in a sustainable team environment.

Poza tem wszyscy zdrowi, wczoraj dzięki Marcie i Marcinowi zaliczyliśmy rewelacyjny spacer biegówkowy w Lasku Młocińskim, a dzisiaj dzielna, wcinająca już jabłko i cukinię Janka trzecią niedzielę z rzędu pluskała się w basenie. Czyli budujemy tu w r-town coś na kształt winning streak, niczym intrygujący (ang. the intriguing) Denver Nuggets.









Poszedłem piecem, bez kompleksów, jak (weźmy pierwszego z brzegu) Marek Citko na Wembley.

5 komentarzy:

  1. żona nieprzytomna ze wzruszenia i dumy po raz drugi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dalej jak wczoraj w poszukiwaniu b. ważnej istrukcji uzytkowania czegoś (kiedyś to sie nazywało radio, a teraz to jakiś kombajn) natknąłem się na karteluszek [5/7 cm] na którym ważne pieczątki i podpisy zaświadczały o wyróżnieniu na konkursie recytatorskim w 1971 roku w stołecznym domu kultury. O myszkach, ołówkach itp. nie było mowy w tamtych siermiężnych czasach (nie wiem czy istniały magnesiki na lodówkę, loga z pewnością nie). Ale taki karteluszek z pewnością cieszy do dziś. Recytujmy WIĘC...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ten komentarz Wuju i gratuluję wyróżnienia z 1971 roku. Jednocześnie przpominam, że liczba mnoga od logo to podobno nie loga: należy mówić logotypy, mój wewnętrzny prof. Miodek mi to podpowiada. Całuję, Miodek MP

    OdpowiedzUsuń
  4. Dyplom w wakacyjnym turnieju Tenisa Stołowego - ośrodek wczasowy na mazurach, miejsce III, kategoria 5-8 lat, nagrody nie pamiętam.
    a.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Chłopak z Bochum co wziął do Ochu"- ach jak Janka będzie dumna z ojca , jak będzie mogła już docenić Jego talent... a na razie tylko żona i dorosła kobieta z gór to docenia.I całuje calą czwórkę,ale najmocniej dzisiejszą jubilatkę, czy jak to nazwać te pół roku...

    OdpowiedzUsuń