Bezustanne trwanie w chorym napięciu. Po raz pierwszy w historii tego pamiętnika używam słowa bezustanne, ciekawe o czym to świadczy. Z nerwów skończyłem tłumaczenie filmu o Marcusie Millerze i przetłumaczyłem Jackowi jakąś prezentację. Oczywiście nie Jackowi Doigowi, który jutro znowu będzie tu nocował. To jest jakaś chora noclegownia nie dom. Fieders jest ze mnie dumny, że „chodzę co mówię“ (ang. "walking the talk“) i w ramach przybliżania domownikom etykiety jadam z książkami: Bukowski od taty i Ile gramatyki? (doktorat Kasi Malesy) pod pachami oraz Igrzyska w Berlinie od Andrzeja na głowie. Janka mi kiedyś za te demonstracje godności i człowieczeństwa przy stole podziękuje. „Człowieczeństwa przy stole“ pomyślane razem (nie że podziękuje mi akurat przy stole).
Oto wiosna za oknem sprzed tygodnia. Rozbisurmaniona, ale już w r-town, a wkrótce w Twojej dzielnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz