Po przechorowanym tygodniu na obozie mam następujące przemyślenie: chory człowiek, który nie ma wyjścia i musi wyczołgiwać się na narty nie może mieć zbyt wysoko postawionej poprzeczki jeśli chodzi o minę. W sensie, wymaganie od niego/niej uśmiechu jest zbrodnią.
Nie dałem się i nie uśmiechnąłem ani razu. Wszystko co się w tym stanie robi ogranicza się do ograniczania strat: damage control all day baby. Jako bonus w poniedziałek odeszła Dolores O'Riordan, jakoś nie postawiło mnie to w sekundę na nogi. Zmywając naczynia przesłuchałem dziś (już nad własnym, nieaustriackim zlewem) całej płyty No need to argue, no nie da się nie wzruszyć. Przy czym teraz dodatkowo wzrusza mnie (nie słyszany wcześniej) irlandzki akcent.
Dla sprawiedliwości: piątkowe zawody były bardzo udane i Janka bardzo szczęśliwa, więc nie będę się chlastał.
uśmiech? e tam.
OdpowiedzUsuń