Wyobraźcie sobie r-town, w którym woda w otwartych kąpieliskach ma temperaturę niczym ta z basenu przy Rokosowskiej. R-town, w którym rugby i inne (w moim przypadku) telewizyjne sporty schodzą w dalszą, niezrozumiałą dal. R-town, w którym wszystkie leżaki na hotelowej plaży są wolne, a zielona bojka tylko czeka żeby do niej podpłynąć. Ono istnieje (na tym świecie, w październiku), a jego pełne imię to Rodos town, Grecja. Nie Szwecja. Na tych drakońskich leżakach wypada (choć jak wspomniałem nie ma przed kim) pokazać się z poważną prasą zamiast tego internetowego piecemealu. Poniżej wkrótce pojawi się wybór wiadomości z zieloną bojką w tle, ale na razie czas to pieniądz, bo moja szalona siostra wypożyczyła auto i
nie ma aż tak dużo czasu na leżakowanie. Poniżej pojawi się również fotografia dwóch przemiłych osobników, którzy urodą i wdziękiem podbijają greckie serca. Tymczasem: adios, Dionizos udaje się do łóżka.
Ok, już wstał i leci z tym przeglądem jak z błyskawicą:
Time, 17/10/2011, strona 4, list od czytelnika Boba Wilsona z Phoenix, który tak komentuje artykuł o nowym gubernatorze Texasu: "This here Rick Perry you write about sure does seem like a rootin'-tootin', six-gun-shootin', cowboy-bootin' macho man, and he scares the bejeezus out of me on account of we've already been there, done that for eight years with that Bush fella." Strona 36/37, wolny przekład: "Steve Jobs lubił cytować [hokeistę] Wayne'a Gretzkiego: Nie jedziesz tam gdzie leży krążek, tylko tam gdzie będzie leżał. (To że Gretzky być może nigdy tego nie powiedział jest znamienne: skoro Jobs twierdzi, że powiedział, to należy przyjąć, że tak było i koniec)." Der Spiegel, 10/10/2011, też na kilkunastu stronach wspomina Jobsa. Strona 72, wolny przekład wypowiedzi Steve'a "the other Steve" Wozniaka: "Wiele osób wierzy, że w 1975 roku pierwszego Apple'a naprawdę zmajstrowaliśmy w garażu. Prawdopodobnie myli im się nasza historia z historią Billa Hewletta i Davida Packarda, którzy w 1939 roku w Palo Alto naprawdę zaczynali w garażu. Prawdopodobnie niezbyt aktywnie wyprowadzaliśmy tych ludzi z błędu. Może ich nawet w niego wprowadzaliśmy. Pasowała nam dosyć ta opowieść do naszego własnego kramu." I wreszcie Newsweek (dowiedziałem się dzięki tym wakacjom, że to jest amerykańska gazeta!), 17/10/2011, strona 62, Dan Ephron pisze o najnowszej książce Amosa Oz Hada, o którym rzecz jasna pierwsze słyszę. Otóż to jest taki pisarz izraelski, który przypomina mi trochę Marka Edelmana i chyba w związku z tym sięgnę po którąś jego pozycję. Tymczasem ostrożnie zmieniam własną pozycję. Przewracam sie na bok i już staję (leżę) w opozycji do swojej poprzedniej pozycji.
Z kalendarza greckiej wyprawy: 16 października 2011, tata z bliźniakami, czyli najfajniejsi na półwyspie Prasonisi. Fot. Iris B.
cześć Dionizos. Tutaj bardziej Szwecja jeśli by patrzeć na Celcjusza.
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać na ciąg dalszy.Gdyby w tym waszym r-town był grecki klimat, nie byłoby najgorzej-matka małgorzatka
OdpowiedzUsuń