is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 2 października 2011

wybory 2011 czyli łabędzi śpiew Argentyny

Witam państwa w wydaniu wyborczym wiadomości. To nie do wiary, ale w samym epicentrum r-town znajduje się kiosk (bez)ruchu, którego właściciel zdaje się mieć podwyższony współczynnik pokiełbaszenia w mózgu. Byłem w środku (niestety nie jego mózgu) dwa razy i za każdym razem ów człowiek opowiadał klientom historie o nie istniejących już w Polsce Polakach. Lub o istniejących w surplusie Niepolakach. Zacząłem ten kiosk podejrzewać o brak zaufania do niepolskości i obdarzyłem go wotum nieufności. Otóż od dobrego miesiąca na szybie kiosku od strony bądź co bądź reprezentacyjnej dla r-town ulicy Pruszkowskiej wisi poster wyborczy Ryszarda Kalisza umazany kupą. Doszedłem do wniosku, że ta niezmyta kupa jest niezbita. To znaczy jest niezbitym dowodem na to, że trwa wojna tego kioskarza z przeciwnikami jego losu. Myśli sobie: ha, skoro już SLD wykupiło to miejsce w srebrnej alu-ramce to teraz niech mają! Jak dobrze, że jakiś dobry człowiek posmarował plakat kupą. Jak dobrze, że plakat wisi nie dość, że na szybie mojego kiosku, to jeszcze tuż przy jedynym w okolicy bankomacie. Niech jak najwięcej ludzi porzyga się na swoje obsrane pieniądze i niech broń Boże nikt nie wchodzi do mnie do kiosku coś kupić. Chyba, że będą chcieli wejść zwymiotować.
Może ja czegoś nie rozumiem (mało prawdopodobne) i jest jakieś inne wytłumaczenie tej ponadmiesięcznej kupy witrynowej. W każdym razie: this shit beggars belief.
Na koniec wątku wyborczego prognoza: wydaje mi się, że PO ma większą przewagę nad PiS niż pokazują niektóre sondaże. To taka konserwatywna (conservative) prognoza, ale i tak chcę być z niej rozliczony w swoim czasie.
Płynnie przechodzę do Żoliborskiej bohemy.
- Czy może pan pilnować przyjaciela, bo właśnie prawie nasikał mi na buty.
Powiedział bez złości pewien mężczyzna do właściciela małego białego szorstkowłochatego milusia w czwartek w Żywicielu. A pan tego pieska (jak na restaurację Żywiciel przystało) był młodym nieogolonym designerem, w okularach, czapce, trampkach, trochę (wspólnie ze swoim komputerem MacBookiem Pro) zajętym rozmową z klientem. Bierze swojego pieska za mordkę i pieszczotliwie potrząsając nią mówi:
- Ziggy co to jest? Co to jest? No co to jest?
Pies oczywiście nie ma pojęcia o co chodzi. W każdym razie jest zachwycony, że pańcio zwrócił na niego uwagę. Pomyślałem, że ten zwrot "co to jest" jest takim uniwersalnym zaklęciem wypowiadanym przez właścicieli do swoich zwierząt. Mają go rozumieć tak: "Nic ci nie grozi, miły z ciebie urwis, ale na razie muszę poudawać groźnego, żeby spławić tego histeryka". A pies myśli "Przecież wiem, zresztą już miałem milion myśli w mózgu przez ostatnich 15 sekund, więc w zasadzie nic nie pamiętam, ale póki do mnie gadasz, to jesteśmy w dobrej formie." 

Jesień w r-town wypiękniała wraz z przyjazdem Franka. Ten gruboskórniak już dwa razy zdążył rozwalić nas w scrabble. Nie wyszedłbym po tym z depresji, gdyby nie świadomość, że w przyszłą niedzielę na wyborców powracających od urn (w tym na mnie i jak mniemam na tego kioskarza) czeka ćwierćfinał Rugby World Cup 2011, Nowa Zelandia – Argentyna w Auckland. Awesome.

3 komentarze:

  1. pokielbaszenie w mózgu, nie tylko tego kioskarza, doprowadzi kiedyś do nieszczęscia ogolnonarodowego...ale na szczęście Ronia (na przyklad)nigdy nie będzie miala o tym pojęcia.A i na miłościwie nam panującej Jesieni , naszej tegorocznej Królowej,nie zrobi to większego wrażenia.mother

    OdpowiedzUsuń
  2. i jeszcze może dodam,że Franek wygrał w skrabble w naprawdę pięknym stylu.Należało mu się po tych dzielnych wojażach.Ach, jak dobrze że jest wreszcie.-M.

    OdpowiedzUsuń
  3. ach te srabble... w wybory zrobimy to znowu.

    OdpowiedzUsuń