Przydałoby się żeby opisał to Borges, taka to była przygoda. Wracam sobie w czwartek z Rońką od Babci. Ulicą Dickensa idziemy jak zwykle tempem zaprzęgowym, czyli przerażony samochodami pies ciągnie do domu. Nawet poddaję się i sam zaczynam podbiegać kiedy dochodzimy do Pawińskiego, bo czuję, że jest szansa przejścia na zielonym. Jednak światło zaczyna, domyślają się Państwo, migać, z marzeń zostaje rozbite szkło, energicznie ciągnę za smycz, i stajemy jak wryci. Nasze wrycie to jednak nic, bo z Dickensa w prawo skręcała nauka jazdy, której przerażona prowadząca zrobiła co do niej należało: czyli nacisnęła gwałtownie na hamulec po tym jak instruktor zidentyfikował ryzyko (w postaci Rońki i mnie) i ją o tym ryzyku poinformował. Teraz stoimy dwa metry od siebie, my na chodniku, oni tuż przed pasami. Za kierownicą trzęsąca się, patrząca przed siebie (zapewne od komendy instruktora) kursantka. Obok znudzony instruktor, opierający się łokciem o szybę, wpatrzony w siedzącą Rońkę. Jego wzrok mówi: świat jest pełen łajz: łajz, które chcą przebiec na migających światłach, łajz, które chcą zdać egzamin na prawo jazdy, nudzi mnie WSZYSTKO, to mi się zdarza milionowy raz, niczym mnie ten ludzki sierociniec nie zaskoczy. Co innego miły piesek. Jest wyjątkowej urody, grzecznie sobie siedzi, czemu on jest biedny winien? Wydawało mi się, że to właśnie zobaczyłem w jego wzroku: miłość do zwierząt i skrajną obojętność dla wszystkiego niezwierzęcego. Trwało to chwilę, zaraz odjechali w milczeniu, instruktor ze wzrokiem wbitym w wieczór r-town, a my z powrotem w zaprzęgu.
We wtorek clarín.com opublikował obszerną wypowiedź Osvaldo Canzaniego, eksperta ds. zmian klimatycznych, który poinformował, że postępuje tropikalizacja Buenos Aires, a średnia temperatur w ostatnim stuleciu wzrosła tam o 2,7 stopnia Celsjusza. Ze spraw bardziej istotnych: dziś w nocy wygrała nie dość, że Indiana, to jeszcze to biedne Houston. Wspieranie duchem tzw. underdogs... jestem w tym naprawdę mocny, a ile z tego radości.
Wczorajsze przedpołudnie spędziliśmy z Homikami, a popołudnie z Marcinami i to były najbardziej przyjemne wydarzenia w tym tygodniu.
Dzisiejszy (pierwszy tej zimy!) śniegoowy poranek w r-town minimalnie wygrał ze zdjęciem Danny Grangera. Albo innego twardziela.
No mój faworyt od jakiegoś czasu!
OdpowiedzUsuńładnie napisane!I Najgorzej jak z marzeń zostaje rozbite szkło.Ale staramy się o tym zapomnieć.
OdpowiedzUsuńMiło jest spędzać popołudnia to z tymi... to z tymi...
OdpowiedzUsuńA jak sie zwiekszyła powierzchnia Buenos? O ile wiecej ludzi tam mieszka? Ile więcej energii zużywają dzień w dzień?
Z chwilowo ochłodzonych pól mokotowskich