is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 8 kwietnia 2012

sen pełnych brzuchów

Na szczęście dla świątecznego braku blogerskiej weny Günter Grass opublikował w minionym tygodniu swój wiersz. Na szczęście pisze o tym wierszu każdy dziennik na świecie, nie tylko sz.de, dzięki czemu oszczędzam na wstępie i przechodzę do meritum, czyli do oceny własnej. Otóż wiersz (autora mojego ukochanego przecież Blaszanego Bębenka!) uważam za durny i agresywny. Zawsze szczera krytyka własnego (silnego!) społeczeństwa wynikająca z zawsze słusznej troski o słabszego i pokrzywdzonego budziła we mnie zaufanie. I do krytyka i jakośtam przez przekorę do krytykowanego przezeń społeczeństwa (Frisch-Szwajcaria, Edelman-Izrael/Polska, no i właśnie Grass-Niemcy). Chodzi mi o to, że skoro taka tęga głowa jest częścią danej grupy, to nie może być ona (ta grupa) jednak taka straszna. Ale tym razem Grassowi się moim zdaniem pokićkało, wydaje mu się, że broni słabszych, a broni towarzyszy niebezpiecznej broni. W dodatku tak jak przed paroma miesiącami, kiedy porównywał straty w ludziach Wehrmachtu na froncie wschodnim do strat najechanych przez ten Wehrmacht narodów, odnosi się wrażenie, że jest niedoinformowany. Jeden z moich ulubionych autorów niedoinformowany! Boże, przecież mógł do mnie zadzwonić, zapytać w komentarzu, ja bym mu to wszystko w prostych słowach wytłumaczył!
Teraz dwa fakty o bardzo przyjemnej rodzinnej Wielkanocy. Pierwszy, to że trudno byłoby znaleźć na świecie dwa ssaki, którym święta podnoszą poziom euforii do choćby zbliżonego (even remotely close) do poziomu euforii dwóch psów na zdjęciu poniżej. Drugi jest natury lingwistycznej. Proszę sobie wyobrazić, że dwujęzyczna starsza córka mojej siostry mówi na truskawkę struskawka (od strawberry), co uważam za godne odnotowania. Autorka struskawki i jej młodsza siostra to bardzo fajne dziewczyny.
I tak płynnie przechodzę do anglojęzycznego obszaru kulturowego. Oto parę minut temu Nowy Jork ograł Chi-city, i powiem wszystkim spragnionym moich oryginalnych opinii już dziś, że w play-offach będzie to highly exciting match-up, jeżeli oczywiście te drużyny na siebie trafią. I got Chicago in six, ale to nie będzie żaden sweep, mark my words.
Tymczasem dobranoc, zaczyna się sen pełnych brzuchów. To zdanie pisałem już wczoraj wieczorem, ale że brzuchy dziś równie pełne, zostawiam.



Blady Jo i popielata Jane w jednym z bardzo nielicznych momentów bezruchu.

2 komentarze:

  1. Fajny wpis. Nie odniosę się, bo nie mam zdania, ale zainteresowałeś mnie problemem. Jakby mało było problemów można powiedzieć, ale ten jest chyba z takich ważniejszych.
    pozdrowiones

    OdpowiedzUsuń
  2. taki komentarz znalazłem który mi się spodobał. Pan co go napisał ma 90 lat, troche przeczytał już wierszy pewnie http://www.polityka.pl/swiat/tygodnikforum/1526327,3,ten-straszny-gnter.read

    OdpowiedzUsuń