To była porządna, wybitnie sportowa niedziela. Udało nam się i pójść na basen i wystartować w biegu masowym, w rolach głównych obu wydarzeń Janka. Nie chodzi o to, że się pchała na pierwszy plan, wręcz przeciwnie, w jej zachowaniu był wyraźny element ambiwalencji, której punkt kulminacyjny stanowiła 8-kilometrowa drzemka podczas biegu. Chodzi o to, że była z nami, na trasie, przeciwko czemu oboje (a nawet we czworo, bo i ciocia Zuzia i dziadek Michał) nic nie mieliśmy.
Bieg charakteryzował spory tłok, od startu do mety, ale i tak dał mi dużo radości, bo dawno w czymś takim nie brałem udziału. Piękniejszego dnia (w sensie pogody) nie można było sobie wymarzyć. Kawałek trasy biegliśmy z Mateuszem G., który porusza się na wózku, w związku z czym (tak myślę, że w związku z tym) pani z tvp podeszła zadać nam kilka pytań i dowiedziawszy się, że ja też nazywam się Mateusz powiedziała „no właśnie, to też jest interesujące.“ Było jeszcze trzech 10-latków spod Warki, którzy zgubili się (na) wycieczce szkolnej. Czekali, Igor trochę zapłakany, za metą na swoją panią, więc do momentu jej przyjścia dzielnie przy nich staliśmy.
W wiadomościach pozasportowych: w piątek Basia z wynikiem 387 punktów pobiła rekord obecnego zeszytu w scrabblach 1x1.
W sobotę z bólem serca wystawiliśmy na tygodniową aukcję na Allegro legendarnego pogromcę Dublina, na którym jego właścicielka przemierzyła trasę IFSC–RKD „a score of times“, jak by powiedział Rudyard Kipling. Przed wykonaniem pamiątkowego zdjęcia Basia wykonała ostatnią rundę wokół skweru oraz posadziła na bagażniku nie zdającą sobie sprawy z gravity of the situation Jankę.
7 literek i na czerwonym? zgadłam?
OdpowiedzUsuńz wyrazami szacunku i podziwu
a.
387?! Mój Boże.To dopiero jest sport, czyli gimnastyka umysłowa!Brawo!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńtak zgadłaś, B. przyłożyła „zapiecze“, niestety (ubolewam nad tym) na potrójnej
OdpowiedzUsuń