is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 7 września 2014

jesień

Doszła do Warszawy jej najlepsza, ciepła (ale już rześka porankami) odmiana. W piątek w drzwiach pierwszego wagonu metra minąłem się z niejakim Żepielem. Nie widzieliśmy się ponad 4 lata – od czasu meczu USA-Ghana na mistrzostwach świata w RPA, który obejrzeliśmy z Łebkersem i Wojtkiem u Żepiela właśnie, na Mokotowie. Niewiele można sobie powiedzieć mijając się w drzwiach metra, ale było w tym coś miłego, z jesienią właśnie związanego: powrót do szkoły. W środę odbył się trening rolkowy przed poniedziałkowym czwartym mitingiem ze Stadionem Narodowym w tle. Cieszę się, że moja miła żona pozwala mi na tę przydatną głowie aktywność fizyczną z elementem zapomnianego przez nią i ciało współzawodnictwa. W niedzielę dzięki zaproszeniu od dziadka wysłuchaliśmy z Janką na żywo w parku zdrojowym w Konstancinie kilku utworów W. Kilara w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Świętokrzyskiej. Zrobiło to na nas jakieśtam wrażenie, ale nie większe niż drewniany mostek w sąsiedniej części parku. A w nocy z soboty na niedzielę obejrzeliśmy z Basią za poleceniem Agaty S. „Gran Torino“ Clinta i z Clintem Eastwoodem z 2008 roku, chociaż oboje byliśmy pewni, że to rzecz z lat 1990-tych.




Niebo nad Bielanami w niedzielę jesienią 2014 roku.

1 komentarz:

  1. to prawda że jej najlepsza odmiana!Ukłony dla żony i córki. Aż chciałoby się podpisać Żepiel, ale to nie byłaby prawda.Ale ktoś bardzo państwu przychylny.

    OdpowiedzUsuń