is a free-flowing monologue that occasionally touches on mature subjects (B. Simmons)

niedziela, 15 września 2013

wkrótce w ramówce 2

Nie trzeba o tym chyba nikomu pisać, ale do protokołu: Wajda, czyli ja, pojechał w środę (po raz trzeci z rzędu) pociągiem przez Kutno do Gdyni. Nie było tak jak u Pana Maluśkiewicza, że wsiadł w samolot motyli i po godzinie już byli. Byli po 5 i pół godzinach. Do wagonu wsiadłem z klasą, 2 minuty przed odjazdem, po czym na fali własnego szczęścia, w szampańskim nastroju, wrzuciłem walizkę starszej Pani z przedziału na górę. Była mną zachwycona. Ja naturalnie w samozachwyt i trzygodzinna półprzytomna drzemka z pędzącymi polami i domami. Wreszcie – już byli. W cztery dni obejrzałem sześć filmów i oto życie na gorąco czyli moje private reviews. Kategorie te same co w zeszłym roku, ale dodałem jedną: mega moc power zabijaka do kwadratu. Nie oglądam zbyt wielu filmów poza festiwalem, czym można tłumaczyć peany, ale te filmy możliwe, że są po prostu niezłe.

Chce się żyć, reż. M. Pieprzyca
Mega moc power zabijaka.
To, że jest oparty na prawdziwych zdarzeniach (ta klatka na napisach końcowych z Dawidem Ogrodnikiem i prawdziwym Mateuszem – każdemu filmowi coś takiego dobrze zrobi), to że nie jest ani czarny, ani biały (choć stosunek świata “normalnego” do “niepełnosprawnego” jest w “realu” czarniejszy od przedstawionego), to że sprawni tak wiarygodnie grają niepełnosprawnych (chociaż Dawid Ogrodnik ma trochę za dużo mięśni) – to wszystko sprawia, że jest dobrze. Film jest dodatkowo taką nauką, czy pochwałą tego, że każdy człowiek na Ziemi jest osobnym wszechświatem (podpisano: Kołakowski). Uważam, że muzyka do obrazu lepiej dobrana jest w pierwszej połowie filmu niż w drugiej i przez to w tej pierwszej film jest większym wyciskaczem łez. Sokowirówka nie-smutnych łez.

W imię..., reż. M. Szumowska
Mega moc power zabijaka do kwadratu. 
Scena w której M. Ostaszewska zamiast wsiąść na rower i uciekać kopie się przed sklepem z tymi wszystkimi chłopcami jest i dowcipna i jakaś wrażliwa – jak ją zobaczyłem (tę i kilka innych) to się obudził we mnie patriotyzm – że też taki dobry film wymyślili i zrobili Polacy! Dla mnie nie ma aż tak dużego znaczenia czy to jest film o tożsamości-samotności, czy o zjawisku homoseksualizmu w kościele, czy o tym czy o siamtym, dyskusje o dyrdymałach. To jest według mnie jak świetny obraz, którego nie ma wstydu powiesić w najlepszej galerii na świecie. Reprezentacja Polski. Tak jak "Ida". Ciekawe, że w "Bilecie na księżyc" grają te same dwie wielkie gwiazdy polskiego kina, zdjęcia robi ten sam operator, a jednak ten “Bilet” to są Sex Pistolsi, a “W Imię...” to są Zeppelini. Rozumiem, że ten pierwszy to komedia (nawet miejscami śmieszna i miejscami nie dłużąca się), rozumiem, że to inne gatunki, ale jednak jedno to (chyba dosyć droga) miernota, drugie Świat i Europa. I jeszcze podobał mi się w filmie “W imię...” utwór Funeral zespołu Band of Horses. Jego użycie trochę świadczy o tym, że M. Szumowska jest nie tylko prawdopodobnie najlepszym reżyserem świata, ale do tego ma bardzo dużo młodości w głowie. Zresztą wszystko w tym filmie o tym świadczy.

Ida, reż. P. Pawlikowski
Mega moc power zabijaka do kwadratu.
Myślałem, że Pokłosie było niezłe, a tu niespodzianka. Agata Kulesza to jest proszę państwa brzytwa. Myślę, że jak ktoś nie zleciał z krzesła i nie stracił przytomności w momencie jak ona się pyta czy jej synek się bał zanim go zabili, to znaczy, że jest mocny. Dla mnie to jedna z najbardziej wstrząsających scen jakie oglądałem w życiu, ale może się już rozmemłałem totalnie. Dobrze, że ten film wygrał, chociaż w tym roku równie dobrze mogłoby wygrać pięć innych. Na przykład

Imagine, reż. A. Jakimowski
Mega moc power zabijaka do kwadratu.
Człowiek z trudem może uwierzyć, że coś takiego w ogóle da się zrobić. Niewidome dzieci są niesamowite. Gra z widzem: czy te mikro nieprawdy, których dopuszcza się główny bohater żeby zbliżyć się do atrakcyjnej sąsiadki i polepszyć życie swoich uczniów – czy to w ogóle są oszustwa, i czy to w ogóle ma znaczenie? Jeden z najbardziej światowych polskich filmów jakie widziałem, inny, ale tak samo genialny jak “Sztuczki”, z przepiękną ostatnią sceną sfilmowaną z odjeżdżającego tramwaju.

Wenus w futrze, reż. R. Polański 
Mega moc power zabijaka.
Dobrze, że nie był w konkursie głównym, bo ten Polański to też jeszcze zupełnie inna planeta (chociaż nie żebym uważał ten film za lepszy niż W imię... czy Ida, co to to nie). Ale ludzie: Roman Polański wychodzi z Teatru Muzycznego. Matko Boska. On ma w sobie coś z Obamy, czy bo ja wiem, Michaela Jordana. Wchodzi do pokoju i ziemia przestaje się kręcić, czas się zatrzymuje, wszystko stoi. Pewien polski poseł wyciąga komórkę i robi zdjęcia na spotkaniu z Prezydentem Stanów Zjednoczonych, z tym mi się to kojarzy: wielki świat przyjeżdża do Związku Sowieckiego. Ale mimo genialności filmu, drugi raz bym nie poszedł, bo entertainment factor jest według mnie jednak mniejszy nawet niż w tych (przecież poważnych) filmach opisanych powyżej. W każdym razie film pewnie trochę tańszy niż “Bilet”. Już się nie będę nad tym biletem pastwił, nie poświęcę mu osobnego paragrafu, daję mu notę słabiałer.

I jeszcze: obejrzałem pół filmu “Dziewczyna z szafy” w reżyserii Bodo Koxa (musiałem wyjść w połowie) i to też jest perła prawdziwych piratów. Dowcip, wrażliwość i refleksja. Obejrzę go z Basią całego na DVD i oboje tego nie pożałujemy.






Gdyńska pogoda dla bogaczy doznań kulturalnych, fotografia: poranny spacer.

3 komentarze:

  1. Wczytka mega moc power zabijaka! zazdroszczę ale i cieszę się ,że te filmy przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawozdanie klasa! Chce się chodzić do Kina. A tę z szafy widziałem, wyższy poziom odpięcia, choć niestety uważam, że pierwsza połowa jakby lepsza od drugiej

    OdpowiedzUsuń